Dolatujemy do Hawany: Dzienniki z Kuby

Dolatujemy na 20. czasu kubańskiego. Sprawdzanie dokumentów idzie sprawnie. Za to na bagaże czekamy wieczność, no i wózek do odebrania zupełnie gdzie indziej. Czeka na nas taksówkarz. Pieniądze, jak postanowiliśmy wcześniej, wymieniamy na lotnisku. Kierowca odradza, bo niby kurs niższy itp. i że kolejka długa. Ale ja się upieram. Zosia właśnie się obudziła w nosidełku i płacze, więc udaje mi się wcisnąć w kolejkę do kantoru. Jak się później okaże, dostajemy o 70 CUC za mało i na 90% jestem pewna, że babka z oficjalnej wymiany na lotnisku doskonale o tym wie. Wściekli będziemy dopiero rano, jak się doliczymy. (*I tu muszę coś dodać z perspektywy czasu. Jak już wiecie, cały ten tekst jest kopiuj-wklej z moich zapisek z podróży: na świeżo i bez redukcji emocji. Jest po to, byście wiedzieli, że nie zawsze jest różowo i czasem ciężko nabrać dystansu do tego, co nam się przytrafia tu i teraz. Są łzy, wkurzenie się, strach. Jednak z perspektywy czasu nabieramy dystansu, poznajemy lepiej kraj, w którym jesteśmy, i nasze sądy są bardziej obiektywne. Więc z perspektywy czasu muszę dodać, że jestem pewna, że kobieta z wymiany nie miała pojęcia o brakujących 70 CUC. Podróżując po Kubie, spotkaliśmy się jedynie z serdecznością i otrzymaliśmy wiele ciepła i pomocy. Kubańczycy kochają dzieci. Nikt nie oszukałby matki z płaczącym dzieckiem o 23. przy wymianie walut. Ręczę za to. No chyba, że ten ktoś nie jest prawdziwym Kubańczykiem 😉 )

Taksówkarz gna jak szalony. Zosię trzymam przy piersi, bo wybudzona boi się. Uspokoi się dopiero w pokoju przy zamkniętych drzwiach, no i jak stoimy przed Casa i pokazuję jej stare kubańskie samochody.

No właśnie, KUBAŃSKIE SAMOCHODY, ale po kolei. Na lotnisku nie widać tej Kuby, o której czytaliśmy. No nie są to Niemcy, ale jest plazma, jakieś video muzyków popularnych. Ochrona: biżuteria, tipsy, rajstopy we wzorki. Całkiem normalnie, ale wydaje się pokazówką. I zgadza się. Wystarczy wyjść przed lotnisko i zaczyna się rozpierdolnik. Ale taki rozpierdolnik magiczny: stare kolorowe samochody, piękne budynki, ale obszarpane, dziurawe ulice, ludzie siedzący na schodkach przed domami. Kuba jak ze zdjęć. No i Fidel i Che na plakatach.

Wstajemy o 4:20, po notorycznym karmieniu Zosi. A teraz jest 6. Wstaje słońce i pieją w kółko koguty. Tak, tak – środek starej Hawany i pieją rankiem koguty.

Podziel się: Facebooktwitterpinteresttumblrmail

Post Author: lovetravellingfamily

2 thoughts on “Dolatujemy do Hawany: Dzienniki z Kuby

    Olga

    (10th luty 2017 - 12:21 pm)

    Jak tak malutkie dziecko znosiło długi lot przez ocean? A zmiana czasu?

      lovetravellingfamily

      (9th marzec 2017 - 5:26 pm)

      @Olga: No, roczek i 5 miesięcy, to już nie takie malutkie 🙂 O lotach z dziećmi i zmianach czasu mamy zamiar nie długo napisać oddzielny artykuł. Jeśli planujesz wyjazd i potrzebujesz informacji jak najszybciej, to daj nam znać. Podeślemy kilka wskazówek i publikacje innych podróżujących rodzin.

Leave a Reply to Olga Cancel reply