Hinduskie kołysanki

Za siedmioma górami, za siedmioma rzekami

Do niedawna pierwsze co przychodziło mi na myśl, gdy słyszałam słowo Indie, było: gama kolorów, święte krowy, hinduskie bożki z głowami słoni i tuzinem rąk oraz brudny Ganges. Indie fascynowały mnie od zawsze. Mistycyzm, medytacja, joga, niesamowite zwyczaje – wszystko tak różne od naszego, polskiego. I chociaż dzisiaj coraz więcej osób praktykuje jogę, a co odważniejsi wyjeżdżają do Indii, to Indie mimo wszystko dla wielu pozostają krajem za siedmioma górami, za siedmioma rzekami. I właśnie dla tych, i nie tylko, postanowiliśmy rozpocząć cykl hinduskich kołysanek.

Palcem po mapie

Zanim zaczniemy jednak naszą opowieść, musimy jedną rzecz ustalić: nigdy nie byliśmy w Indiach. Już słyszę sarkastyczne: „A to się o Indiach teraz naczytam,” ale przyznać trzeba, że czasem w podróżach palcem po mapie odkrywamy więcej niż w rzeczywistości. Dlaczego? Bo mapa jak to mapa, w przeciwieństwie to kurortów turystycznych nikogo nie udaje i nie robi bezdusznej pokazówki. Nie ważne gdzie by nas nie zaniosło, najlepsze wspomnienia mamy z podróży, na których mogliśmy posiedzieć i zwyczajnie porozmawiać z mieszkańcami danego kraju. To wtedy odkrywały się przed nami największe tajemnice i najcenniejsze skarby – ludzkie serca.

Hinduskie kołysanki

 

Nasze hinduskie kołysanki zaczęły się w Monachium na placu zabaw. To był kolejny dzień, który spędziłyśmy z Zosią same. Włóczyłyśmy się od placu zabaw do placu zabaw, bo albo nas traktowano jak trędowate albo jak powietrze. Zaczynał się wieczór i większość przykładowych niemieckich dzieci poszła na dobranockę. Wtedy to właśnie rozpoczęły się nasze hinduskie kołysanki. Do Zosi na placu zabaw dołączył hinduski chłopczyk, a ja poznałam moją przyszłą hinduską przyjaciółkę.

Będąc zaledwie kilka miesięcy w Monachium, u naszych hinduskich znajomych, podobnie jak i u nas, próba nawiązania bliskiego kontaktu z rodowitymi Niemcami była, no nazwijmy to dyplomatycznie, wyzwaniem. Być może to dlatego już od naszej pierwszej rozmowy poczułam, że biorę udział w czymś wyjątkowym. Po przyjściu do domu powiedziałam do męża: „wiesz co, nigdy nie przypuszczałam, że będę miała więcej wspólnego z hinduską matką niż z niemiecką.” I tak to zaczęły się nasze wieczorne rozmowy o siedmiu życiach, sari, hinduskich zwyczajach oraz o rodzinie i macierzyństwie w Indii. O tym wszystkim już niedługo, ale póki co życzymy Wam słodkich hinduskich snów:

Dobranoc

 

 

Foto: by Nishanth Jols

Podziel się: Facebooktwitterpinteresttumblrmail

Post Author: lovetravellingfamily

Leave a Reply