„Pepe jeździ na rowerze” Anna-Karin Garhamn. Recenzja książki
Czas na recenzję kolejnej książki z serii o małym Pepe napisanej przez Annę-Karin Garhamn. Tych, którzy nie czytali poprzedniego wpisu, zapraszam również do przeczytania recenzji „Pepe leci samolotem”. Przygody Pepe ukazują się na polskim rynku wydawniczym za sprawą Kapitana Nauki. O przygodach Pepe możecie również przeczytać w Pepe idzie do kina” i „Pepe idzie do fryzjera”. Dzisiaj natomiast podzielę się z Wami naszymi wrażeniami po przeczytaniu „Pepe jeździ na rowerze”.
Co znajdziecie w książce.
W tej części Pepe wybiera się z mamą do sklepu by kupić nowy rower – „taki prawdziwy, z pedałami” (aż uśmiechnęłam się czytając opis roweru, dokładnie w ten sam sposób opisało to moje starsze dziecko, gdy kupowaliśmy pierwszy rower 🙂 ). Pepe czuje się na początku zagubiony, ale po pewnym czasie udaje mu się znaleźć idealny rower. Od razu zwracam Wam uwagę na trzy rzeczy, które są dość charakterystyczne dla tej serii i to dzięki nim te książki biją o głowę inne serie, które opisują sytuacje z życia wzięte:
- Od samego początku autorka jasno określa, że narracja prowadzona jest z perspektywy dziecka. Język, sposób myślenia i opisywania tak wiernie naśladują styl wypowiedzi charakterystyczny dla dzieci, że czasem się zastanawiam, czy Garhamn nie podsłuchiwała mojej córki 😉
- Humor. To kolejny atut serii o Pepe. Kiedy Pepe pokazuje pani ze sklepu swój rysunek roweru marzeń (wynalazek prosto z dziecięcej wyobraźni), sprzedawczyni odpowiada, że takie rowery się akurat wczoraj skończyły, ale może mu zaproponować inne. Swoją drogą, to świetny tekst, gdyby w przyszłości, ktoś szukał u Was czegoś w stylu perpetuum mobile.
- W przygody Pepe autorka bardzo naturalnie wplata elementy dydaktyczne, np. podczas szukania „idealnego” roweru, widzimy jak Pepe wypróbowuje inne rodzaje rowerów (dzieci mogą zobaczyć, czym różnią się między sobą rowery) lub gdy na innym z rysunków mamy opisane główne części roweru.
W końcu Pepe zaczyna swoją jazdę na rowerze. Nie obejdzie się oczywiście bez kilku upadków, plastrów, uczucia strachu, pomocy mamy oraz informacji, które pomogą dziecku zrozumieć czym jest hamowanie i skręcanie i gdzie tak w ogóle możemy jeździć tym rowerem.
Uważam, że jest to naprawdę świetna książka o nauce jazdy na rowerze. Znajdziecie tu dużo humoru oraz wiele informacji przydatnych dziecku. Poza tym, nie ma w tej książce nawet wzmianki o „czterech kółkach”. O ile w końcu powoli polscy rodzice zaczynają kupować dzieciom rowerki biegowe, to ciągle nie potrafią pomachać na pożegnanie dodatkowym kółkom przy „prawdziwym rowerze”. Dodatkowe kółka ciągle są tym koniecznym elementem, by dziecko łapało równowagę. Otóż Kochani, pisałam Wam kiedyś jak Zosia nauczyła się jeździć na rowerze w kwadrans i nie był to żart, ani nie była to przechwałka, że dziecko mam najzdolniejsze na świecie. Tak było naprawdę, a napisałam o tym doświadczeniu, byście wzorem większości rodziców na przykład niemieckich czy skandynawskich, uwierzyli, że nie potrzeba dodatkowych kółek do roweru. Rowerek biegowy, to kluczowy element do nauki jazdy na rowerze, i nie szkodzi, że nie ma pedałów, i wcale nie lepiej trzykołowy rowek. Umówmy się, rowerek biegowy to nauka równowagi. Widziałam mnóstwo dzieci, które zaczynały jeździć rowerem po nauce jazdy na rowerku biegowym. Zajmuje im to chwilę, nie czują tyle strachu i padają o wiele mniej, bo nie panikują gdy rower się przechyla, gdyż umieją złapać równowagę. Nauka jazdy na „dużym rowerze” takich dzieci, to tak właściwie zakumanie, jak pedałować, a to trwa kilka minut i nie musicie tu biegać z kijkiem czy dokręcać dodatkowych kółek. Napisawszy to, zwracam Waszą uwagę, że Pepe też uczy się jeździć bez dodatkowych kółek. Poza tym, gdy na początku książki czytamy, że nowy rower Pepe to „taki prawdziwy z pedałami”, zakładam, że ten poprzedni był bez pedałów, a więc rowerek biegowy. Tak więc, bierzcie przykład z Pepe, żadnych dwóch dodatkowych kółek 🙂 Miłej Wam lektury życzę, a Waszym pociechom cudownych pierwszych wycieczek rowerowych.
Podziel się: