Dzień 1
Pierwszy spacer z Zosią San Rafael do Parque Central i El Capitolio (w remoncie). Po wyjściu z casa, Zosia płacze i tylko do mnie na ręce chce. Potem się trochę oswaja. Ale znowu się boi,kiedy podpity sobowtór Fidela chce z nami zdjęcie zrobić. Pod Hotel Inglantera / Parque Central stoi mnóstwo starych samochodów, Kubańczycy z cygarami. Hawana jak z podręczników. Na ulicach sklepy jak z PRL-u. Lady sklepowe, wszystko na półkach za ladą poukładane, przypomina mi się dzieciństwo.
Ulica jest sercem Kuby, a przynajmniej Hawany. Ludzie, samochody, riksze, sprzedawca chleba i cebuli, który chodzi i krzyczy: panadero!, dzieci w mundurkach wracające ze szkoły. Takich żywych ulic nie widziałam nigdzie.
Zosia płacze całe popołudnie i nie je. Opadają mi ręce. Zastanawiam się, czy dobrze zrobiliśmy przyjeżdżając tu. Ale potem widzę te ulice, pranie suszące się przy oknach, Zosię biegającą na patio i nadzieja wraca. Oby Zosia szybko się do Kuby przyzwyczaiła.
xxx
Wieczorny spacer:
Avenida de Italia do Malecon, potem Paseo de Prado. Zosia zasypia w nosidełku i śpi już jak na noc. Słońce zachodzi w lutym około 18 i wstaje około 6. A że zmrok tak wczesny i w końcu upał schodzi, na ulice wychodzą ludzie, dzieci. Przy Paseo de Prado drzewo pełne dziwnych ptaków, które brzmią jak nienaoliwione drzwi, tworząc taki zamęt. Dzieci jeżdżą na rolkach, biegają po ulicy bawiąc się patykami. Ulica żyje!
Domy: To niesamowite, gdzie ludzie potrafią mieszkać. Na górze budynku brak piętra lub brak środka budynku w ogóle i wszystko pozostałe jest zamieszkałe.
Dzień 2
Ciągły upał. Dzień i noc. Dziś Havana Vieja, czyli tzw stara Hawana, pomińmy fakt, że cała Hawana jest tak naprawdę jak starówka. Najpiękniejsze na Kubie, w Hawanie jest to, co mijamy po drodze. Place, ulice turystyczne giną w pamięci, gdy idąc każdą ulicą widzimy: tu wózek z bananami, remontowi, którzy krzyczą do siebie lub siedzą na schodkach, każdy dom w innym kolorze, z balkonów kobiety na sznurkach opuszczają kosze, przewoźni sprzedawcy coś w nie wkładają, kraty w oknach i drzwiach, modelki – Kubanki w kolorowych strojach, krzyczące dzieci, WF-na placu, sprzedawca gazet, któremu Zosia macha, uliczni artyści, którzy zagadują Zosię i pokazują szkice, Zosia maszerująca po placach, jeżdżące stare samochody i colectivos. Ulica, ulica, ulica. Tętniące serce Kuby. Tam znowu jakieś wpół otwarte drzwi, malowane schody, pamiątki sprzedawane z klatek schodowych, tam kot, tam pies, Kola „nacional” w barze na patio, Zosia chlapiąca się w fontannie, od której nie da się jej zabrać. „Taxi amigo?” A może szukamy restauracji, a może … skąd jesteśmy?
Kuba pulsuje jak otwarte serce.
Zosia powoli się oswaja. Wybiega na patio i przez kolumny w balustradzie balkonowej ogląda życie ulicy, pokazuje palcem i coś po swojemu gaworzy 🙂
Dario jedzie colectivo na stację autobusową Viazul i kupuje bilety od Playa Larga – Cienfuegos – Trinidad. Do Playa Larga bierzemy taxi za 70 CUC.
Czas rozpocząć naszą podróż po Kubie.
*Dokładne opisy tras wraz z mapami i zdjęciami oraz zabytki, które zwiedziliśmy w Hawanie, znajdziecie na naszej stronie w języku angielskim.
Podziel się:
4 thoughts on “Zwiedzamy Hawanę: Dzienniki z Kuby”
M&D&A
(23rd czerwiec 2016 - 2:55 pm)Dziękuję Ci za to… moja wyobraźnia zaczęła działać 🙂 takich prawdziwych opisów było mi trzeba :*
lovetravellingfamily
(24th czerwiec 2016 - 12:47 pm)@M&D&A 🙂 często przed wyjazdem, szczególnie z maluchem, pojawiają się setki pytań: a co jeśli? A co jeśli nie je? A co jeśli nie śpi? A co jeśli płacze? A co jeśli choroby? A prawda jest taka, że jeśli to “jeśli” rzeczywiście nadejdzie, to zachowujemy się tak samo jak w domu w tych sytuacjach. Tam, gdzie jedziemy też są dzieci i te dzieci też nie jedzą, nie śpią, płaczą i chorują, więc jeśli nam się to przytrafia, wystarczy porozmawiać z ludźmi, którzy tam mieszkają i z pewnością nam pomogą 🙂 W samolocie uspakajały Zosie Rosjanki, kołysanki w Hawanie śpiewała Leticia, po drodze Dario wylądował w kubańskiej klinice i przeżył, a gdy Zosia nie jadła w Trinidadzie to ciocia Lisve próbowała z wszystkimi daniami, które jej córeczka, też niejadek, jadła. 🙂 Ale, żeby to nie brzmiało tak różowo, niedługo nasze zupełnie nieróżowe dzienniki z Zatoki Świń 😉
Andrzej
(21st sierpień 2016 - 8:02 pm)Szczerze pisane i super zdjęcia
lovetravellingfamily
(19th wrzesień 2016 - 1:21 pm)@Andrzej: Dziękujemy!!!