Podsumowanie stycznia wyszło dziwnym trafem pod kolor. Dużo tu japońskich autorów i pewnie tak pozostanie jeszcze przez jakiś czas, przynajmniej, dopóki nasz wymarzony wyjazd do Japonii z dziećmi będzie trwał w Covidowo-finansowej beznadziei, kiedy czytanie przewodników podróżniczych ma więcej wspólnego z naiwnością niż podbojem świata. Więc jeśli chodzi o czytanie książek dla dorosłych, to styczeń wyglądał, tak:
? „Prowadź swój pług przez kości umarłych” Olga Tokarczuk
Olga Tokarczuk jest autorką, której książki kupuję nie czytając recenzji. Nie chodzi tu nawet o fakt Nobla, bo szczerze, to Nobel nie zapewnia miłości czytelników (weźmy na przykład Ishiguro, z którym mi literacko zupełnie nie po drodze). Bardzo lubię jej styl pisania, styl myślenia, kreowania bohaterów. Z pewnością książka ma w sobie elementy thrilleru, ale mnie przyciągnęła jej metafizyka, której, jak do tej pory, szukam i odnajduję w każdej książce Tokarczuk.
? „Kafka nad morzem” Haruki Murakami
Podobnie jak z Tokarczuk, Murakami zabiera mnie za każdym razem w filozoficzną podróż nie tylko po świecie kreowanych przez siebie bohaterów, ale również po moim wewnętrznym świecie. Jego książki mistrzowsko łączą japońską rzeczywistość z poetyką. Autor buduje równolegle światy, które nieustannie się przenikają. Za każdym razem przypomina mi o „Mistrzu i Małgorzacie” Bułhakowa, gdzie wydarzenia fantastyczne i realne funkcjonują na tej samej zasadzie i albo zaakceptuje się ich prawdopodobieństwo na równi, albo zwariuje. Opisywanie akcji książek Murakamiego jest dla mnie bardzo trudne, lub nawet powiedziałabym bezsensowne, bo absolutnie nic nie wnosi. Te akcje trzeba samemu przeżyć i udać się z bohaterami w drogę. Tym razem uciekamy z domu z piętnastoletnim chłopcem, który w wieku czterech lat został porzucony przez matkę i na którym ciąży mitologiczna klątwa. O próbach ucieczki od predestynacji.
? „Grobowa cisza, żałobny zgiełk” Yōko Ogawa
Jak niesamowicie różna od „Ukochanego równania profesora”, a zarazem równie genialna, jest ta książka. Moja przygoda z tą japońską autorką rozpoczęła się właśnie od „Ukochanego równania profesora”, książki, która przeniosła mnie w świat miłości do matematyki. Miłości, która staje się kluczem do zrozumienia światów z pozoru nie do ogarnięcia przeciętnemu człowiekowi. Natomiast „Grobowa cisza, żałobny zgiełk”, to zbiór trzynastu opowiadań, które są jak ekspozycja ludzkich uczuć; niewinność miesza się z tragedią, zazdrością, miłością, smutkiem, śmiercią i tęsknotą. Każda z opowieści łączy się ze sobą i zamyka czytelnika w niebanalnym kręgu spajającym tort z truskawkami z torbą uszytą na ludzkie serce i marchewkami w kształcie ludzkich dłoni.
? „Układ(a)ne” Aoko Matsuda
Nie mogę zaprzeczyć, że jest to ciekawa książka. Autorka zabiera czytelników do współczesnego świata, w którym bohaterowie nie mają imion, nakładają się na siebie, by pokazać nam jak jednostkowe tragedie są tak naprawdę bez znaczenia. „Układ(a)ne” opowiadają o życiu ludzi pracujących w korporacjach, o kobietach, mężczyznach i dylematach współczesnego świata.
?„Zimowanie” Katherine May
„Zimowanie” Katherine May kupiłam przechodząc żałobę i postanowiłam przeczytać w nawrotach choroby. Nie jest to oczywiście panaceum, daje jednak chwile wytchnienia w ciężkich momentach.
? „Tragedie” William Szekspir
Jeśli się zastanawiacie skąd tu się wziął Szekspir, to odpowiedź jest prosta: ukradłam go mojej mamie. Tak, tak, czterdziestka na karku (40 lat postanowiłam mieć już kilka lat temu, dzięki temu pozbyłam się presji hucznego przechodzenia w kolejną dekadę życia), a ja ciągle pod pazuchą wynoszę książki z rodzinnego domu. A więc, Szekspir, nie bójcie się, nie oszalałam na tyle, żeby pisać recenzje „Hamleta” i pieprzyć, dlaczego uważam, że czytanie książek jest dobre. Tak więc recenzji „Hamleta” nie będzie. Powiem tylko dlaczego „Hamlet” wylądował w styczniowym zestawieniu. Winny jest temu Murakami. Po przeczytaniu „Kafki nad morzem”, włączyłam sobie trio „Arcyksiążę” Beethovena i stałam półgodziny przed półką z książkami (czytaj: półkami), zastanawiając się, co teraz będę czytać. Murakami zawsze zostawia mnie w takim stanie i jedyne po co mogłam sięgnąć, to właśnie „Hamlet” Szekspira.
? „Nawia. Szamanki, szeptuchy, demony”
Lubię sobie czasem poczytać fantastykę, szczególnie z elementami mitologii i tradycji słowiańskiej, ale ten zbiór opowiadań wydał mi się nadzwyczaj słaby. Absolutnie niewarty kupienia, co najwyżej wypożyczenia z biblioteki. Czytanie tej książki ciągnęło się u mnie dość długo i dotarłam do jej końca, by z czystym sumieniem powiedzieć, że większość opowiadań zostanie niedługo zapomniana. Z tego też powodu nie umieściłam zdjęcia tej książki w zestawieniu. No cóż, żyjemy w czasach, kiedy nawet ludzie czytający częściej patrzą na zdjęcia niż czytają, więc żeby błędnie nie promować, czegoś, co dla mnie nie okazało się niczym nadzwyczajnym, „Nawia” nie załapała się na przysłowiowe „say cheese”.
Podziel się: