Bangkok z dzieckiem. Jak podróżować z dziećmi po Azji?
Dlaczego właściwie Tajlandia na pierwszy nasz wyjazd do Azji? Od dawna chcieliśmy odwiedzić Indochiny. Jednak planując podróż z dziećmi musieliśmy wyciąć pod uwagę kilka istotnych wytycznych:
1. Brak malarii na terenach, w których jesteśmy. Nie chcieliśmy ładować w nasze dzieci leków chroniących przed malarią, a nie jesteśmy ludźmi, którzy zdają się ignorować ten fakt.
2. Dobra opieka medyczna. W razie chorób, od których nie dało się zaszczepić, a o których trzeba pamiętać, jak denga chociażby, chcieliśmy mieć pewność, że możemy zaufać lekarzom i szpitalom.
Oczywiście braliśmy też pod uwagę dostępność artykułów dziecięcych i transportu między miejscami, które chcieliśmy odwiedzić. Tajlandia zdawała się z tego regionu najłatwiejsza i w sam raz na pierwszy raz w Azji z maluchami.
Jeśli wyjazdy z dziećmi są wyjazdami turystycznymi i polegają na pobycie w hotelu i jednodniowych wycieczkach / atrakcjach, zaopatrzenie i transport nie jest w tym wypadku jakąś kluczową rzeczą. Jednak rodziny, które zabierają dzieci w podróż a nie na wczasy, potrzebują wszystko dokładnie zaplanować, gdyż nikt wokół nich nie będzie skakał i to oni sami muszą sobie wyjazd ułożyć. Pamiętam jak przed naszymi wyjazdami na Kubę liczyliśmy ile pieluszek, słoiczków, kaszek itd. potrzebujemy spakować na jeden dzień, gdyż dostanie tych artykułów na miejscu graniczy z cudem. Tu oczywiście wybawieniem jest karmienie piersią malucha. Mimo to brałam ze sobą absolutnie wszystko, łącznie z mlekiem w proszku. Pamiętam, jak przed powrotem przeszliśmy się po ulicach Hawany i opakowanie mleka w proszku oddałam przypadkowej młodej Kubance, która była w zaawansowanej ciąży. Boże, jak się ona cieszyła. Oczywiście zmartwień o to, ile artykułów dziecięcych zapakować nie będziecie mieć na Kubie, jeśli traficie do kurortu w Varadero. Jeśli chodzi o Tajlandię, wszystko jest tak łatwo dostępne, że jeśli jedzie z dziećmi, to nie ma znaczenia czy zostajecie w kurorcie, czy podróżujecie na własną rękę, dacie sobie radę nawet, jeśli nie jesteście wprawionymi podróżnikami. Naprawdę nie ma się czego obawiać, poradzicie sobie nawet jak bankomat wciągnie wam kartę kredytową, a telefon wypadnie wam przez okno jadącego pociągu ? (tak, te dwie rzeczy przytrafiły się nam i to w dodatku tego samego dnia).
Tajowie
Tajowie są niesamowicie mili, a do tego większość z nich kocha dzieci. W trakcie naszego pobytu w Tajlandii nie przypominam sobie żadnej sytuacji, w której bylibyśmy potraktowani z dystansem czy niemiło. Bez znaczenia czy akurat zwiedzaliśmy słynne turystyczne atrakcje jak chociażby Wat Pho (Świątynię Leżącego Buddy w Bangkoku), czy jechaliśmy lokalnym pociągiem i byliśmy tam jedynymi „niemiejscowymi”, Tajowie zawsze byli przyjaźni i pomocni. Na wielu zdjęciach mamy przypadkowo uchwyconych Tajów, którzy uśmiechają się patrząc na naszą rodzinę. Przypomina mi się, gdy przy świątyni Wat Chaiwatthanaram w mieście Ayutthaya zupełnie przypadkowo napotkana osoba schyliła się, by zapiąć naszej córce rozpięty sandałek.
Lot nad Himalajami
Nasza pierwsza podróż do Azji nie odbyła się bez niespodzianek. Kiedy w końcu mieliśmy pewność, że lot nie został odwołany, a my możemy opuścić DE, okazało się, że są problemy techniczne z samolotem. Czas się wlókł, cierpliwość dzieci i nasza kończyła, a stan samolotu w ogóle nie poprawiał. W końcu wymieniono go na nowy, a my z kilkugodzinnym opóźnieniem znaleźliśmy się na pokładzie. Takie lotniskowe historie przeważnie kończą się w tym miejscu, nasza jednak ciągle trwała i w pełnej krasie ukazała się nam przed wschodem słońca. Gdyby nie opóźnienie nie mieliśmy szans na zobaczenie najpiękniejszego wschodu słońca w naszym życiu. Wschodu słońca nad Himalajami…
Pierwszy raz w Azji a szok kulturowy
Szczerze, to oczekiwałam szoku kulturowego, ale o dziwo niczego takiego nie przeżyłam. W Bangkoku od razu poczułam się jakbym do tego miejsca wracała, a nie odwiedzała po raz pierwszy. Pewnie niektórych może zaskoczyć klimat, wielkomiejski ruch i „brak organizacji” na pierwszy rzut oka, ale dla nas taki charakter miasta nie był czymś nowym i to właśnie do tego żywiołu tęskniliśmy od naszej ostatniej dłuższej wyprawy.
Lotnisko było opustoszałe, gdyż po świecie powoli zaczynał rozprzestrzeniać się Covid-19. Tu od razu dodam, że studiowaliśmy przed wyjazdem wszystkie możliwe informacje i statystyki naukowe ma ten temat, więc byliśmy przygotowani całkiem nieźle, łącznie z 2 tygodniową kwarantanną przed wyjazdem (testy nie były wtedy jeszcze powszechnie dostępne) by nie stanowić zagrożenia dla miejscowej ludności.
Oprócz tego, że zionęło pustką, było o wiele bardziej sterylnie niż na lotniskach w Europie (Jesus, jak Niemcy byli do tej pandemii nieprzygotowani i niechlujni, nie dziwo pandemia trzasnęła w EU bardziej niż w kraje Azji Południowo-Wschodniej).
Już na lotnisku poczuliśmy uderzenie gorąca. Tego wilgotnego dusznego powietrza, które przypomina nam nasze zimowe wyjazdy na Kubę, oczywiście mówię tu o zimie europejskiej 🙂 Tak więc już po tym poczuliśmy się dość swojo w Bangkoku.
W stolicy mieliśmy zatrzymać się dwa razy. Na pierwszy postój wybraliśmy hostel, na drugi instagramowy standard, czyli hotel zagubiony wśród wieżowców, z basenem i panoramą miasta.
W ciągu naszego prawie miesięcznego pobytu w Tajlandii, pandemia rozkwitła w Europie na dobre, zamknięto granice, zlikwidowano loty. Nasz powrót musiał się odbyć wcześniej albo wcale. Tak więc koniec końców nie pokażemy Wam basenu z panoramą Bangkoku. Jednym wielkomiejskim akcentem w czasie naszych dwóch pobytów w Bangkoku były jazdy z i na lotnisko. Skyline, który tak przypominał nam pobyty w miastach w USA, był całkowitym przeciwieństwem tego, co zastaliśmy po przyjeździe na miejsce…
Przeczytaj więcej:
Podziel się: