Czego uczą podróże. Jak podróżowanie pomaga dzieciom przetrwać w czasach pandemii.
Świat zatrzymał się kilka tygodni temu. Większość z nas siedzi w domach. A dzieci siedzą razem z nami, gdyż przedszkola i szkoły są dalej pozamykane i trudno przewidzieć, kiedy zostaną otwarte. Matka natura poniekąd zmusiła nas wszystkich do społecznego eksperymentu i muszę przyznać, że po tych tygodniach izolacji wiele ciekawych rzeczy da się zauważyć. Na przykład, że większość dzieci przyzwyczajonych do podróży (oczywiście nie wszystkie dzieci, bo każde dziecko jest inne) łatwiej znosi kwarantannę spowodowaną korona wirusem. Dziwne, co? Jak dzieciom, które większość swojego życia spędziły w drodze łatwiej poradzić sobie w zamknięciu w czterech ścianach? A więc …
Panta Rhei
Zmienność w życiu dzieci podróżników często jest traktowana jako minus w ich wychowaniu, bo brak jest rutyny, przywiązania do jednego miejsca czy wąskiej grupy przyjaciół. Zabierając dzieci w drogę słyszymy często, że pozbawiamy ich stabilności i oferujemy chaos.
Jednak patrząc na panikę matek, których dzieci, przyzwyczajone, że życie to powtarzający się i łatwy do przewidzenia tok wydarzeń, po kilku tygodniach bez przedszkola przechodzą załamania nerwowe, zastanawiam się, czy ta gloryfikacja rutyny jest rzeczywiście dobra dla dzieci. Czy nie pozbawia się dziecka możliwości adaptacji do różnych sytuacji? Patrzę na dzieci podróżników i w porównaniu z ich niepodróżującymi rówieśnikami, trzymają się one w czasach kwarantanny zupełnie dobrze. Oczywiście, że się czasem nudzą i miałyby ochotę pobawić się z innymi dziećmi z przedszkola, ale nie zauważam u nich „niezdrowej” tęsknoty, która hamuje ich kreatywność. Te dzieci nie siedzą i nie rozpaczają, że ich dotychczasowy świat runął w gruzach, ale starają się wykorzystać sytuację jak najlepiej.
Adaptacja
Dzieci jeżdżące po świecie mają już za sobą dłuższe okresy poza domem, bez przedszkola i rówieśników z sąsiedztwa. W pewnym stopniu są do tego przyzwyczajone i potrafią lepiej odnaleźć się w innej sytuacji niż rutynowa. Wiedzą, iż to, że w danym momencie są daleko od domu nie trwa wiecznie i po jakimś czasie znów wraca się do codzienności. Nowe sytuacje nie wywołują u nich paniki, a zdobyte w trakcie podróży doświadczenia (różne kraje, kontynenty, ludzie, języki, klimat) pomagają im łatwiej zaadaptować się do różnych sytuacji w przyszłości.
Kreatywność
Będąc w podróży nie ma co liczyć na stałą dostępność do zabawek i rówieśników. Są przecież długie loty, a rodzice chcą od czasu do czasu zwiedzić coś innego niż park rozrywki. W takich sytuacjach trzeba zrobić coś ze sobą. W nasze podróże rzadko zabieramy ze sobą zabawki, po prostu nie mamy na nie miejsca lub nawet jeśli mamy, to po drodze rozdajemy je miejscowym dzieciom, które często w ogóle nic nie mają. Nie przeszkadza to jednak naszym dzieciom w zabawie, bo okazuje się, że bawić się można wszystkim i we wszystko i o zgrozo, nie potrzeba nam do tego całego przedszkola.
Czas z rodziną
Spędzanie czasu z dzieckiem w ekstremalnych warunkach, to zdaje się pierwsza rzecz, której uczymy się my jako rodzice w podróży. Nie możemy na nikogo liczyć i musimy sami rozwiązywać różne shit storms, które spotkają nas po drodze. Pobyt w domu z dziećmi z powodu kwarantanny bez możliwości wparcia z zewnątrz, to coś, co przećwiczyliśmy już dawno temu w trakcie podróży. Co rusz słyszę głosy matek, które oczekują, że przedszkole lub jakaś inna instytucja przejmie w jakimś stopniu opiekę nad ich dziećmi w trakcie kwarantanny. Przedszkolanki mają do dzieci dzwonić lub pisać maile itd. Prawda jest taka, że trzeba nauczyć się być ze swoimi dziećmi sam na sam. I nie chodzi o to, by się w takim dniu zajechać, ale by razem nauczyć się egzystować. Nauczyć dzieci, że wy również potrzebujecie odpoczynku i naładowania baterii. Że razem można funkcjonować jedynie wtedy, jeśli każdy z nas czuje się w takiej relacji spełniony. Dzieci naprawdę wiele rozumieją i szybko się uczą.
„Jest pora na każdą rzecz i jest czas na każdą sprawę pod niebem”
„Jest pora na każdą rzecz i jest czas na każdą sprawę pod niebem.
Jest czas rodzenia i czas umierania, czas sadzenia i czas wyrywania tego, co posadzone.
Czas zabijania i czas leczenia, czas burzenia i czas budowania.
Czas płaczu i czas śmiechu, czas żałoby i czas tańca.
Czas rozrzucania kamieni i czas zbierania kamieni, czas objęć i czas ich poniechania.
Czas szukania i czas tracenia, czas zachowywania i czas odrzucania.
Czas rozdzierania i czas zszywania, czas milczenia i czas mówienia.
Czas miłowania i czas nienawidzenia, czas wojny i czas pokoju.”
Jest to cytat z Księgi Koheleta w tłumaczeniu Miłosza i wspaniale wpisuje się w moją dzisiejszą debatę o wpływie podróżowania na to, jak radzimy sobie z sytuacjami ekstremalnymi. Podróże uczą nas tego, że na każdą rzecz jest czas, że życie to powitania i pożegnania. Że zarówno łzy jak i śmiech jest czymś naturalnym dla człowieka i że jedno i drugie nie trwa wiecznie, lecz przemija. Wyjeżdżając z jednego miejsca, jest nam żal je opuszczać, ale wiemy, że jego czas się skończył i czeka na nas kolejna przygoda. Siedząc w domu w czasie kwarantanny tęsknimy za kolegami i przedszkolem, ale wiemy, że to co jest teraz, to tylko taki „czas”, czas, który kiedyś przeminie i się skończy.
A kiedy się już skończy… Spakujmy się i ruszmy razem w świat 🙂
Podziel się: